Info

avatar Ten blog rowerowy, założony dla mnie przez Misiacza prowadzi Bronik z miasteczka Szczecin. Mam przejechane 21045.03 kilometrów w tym 40.01 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 17.82 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Bronik.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Wu-Zetka

Dystans całkowity:1806.81 km (w terenie 6.00 km; 0.33%)
Czas w ruchu:97:59
Średnia prędkość:18.44 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:86.04 km i 4h 39m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
103.37 km 0.00 km teren
06:00 h 17.23 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Graifswald-Wolgast-Anklam

Sobota, 11 sierpnia 2012 · dodano: 16.08.2012 | Komentarze 3

Sobota skoro świt. No może troszkę później. o Godzinie 6:30 zbiórka na stacji Sz-n Główny. Po drodze mijam budowę kładki pomiędzy ul. 9 Maja a ul. Budziszyńską. Praktyczna rzecz. Nie wiem ile to będzie kosztować i czemu tak drogo? Zalety: to dużo bliżej do Misiaczów i małe co nieco, o wadach trudno jak na razie coś powiedzieć , skomentuję gdy oddadzą do użytku, a na bieżąco będę relacjonować o postępach w budowie. Tylko ile to jeszcze potrwa?:))

Na dworcu stawiła się 14 osobowa ekip i tyleż rowerów, w tym jeden, Ani vonZan niedomagał z powodu braku powietrza w jednym z kół. Z dworca wyruszyliśmy w kierunku Pasewalku. Jacek, umilił sobie czas podróży i zajął się z powodzeniem kołem Ani, sprawnie wymienił dętkę. Reszta, przyglądając się pracy serwisanta rozprawiało na wszelakie tamaty. jednym z nich był soboni zlot nacjonalistów w Pasewalku i pracy niemieckiej policji. Pamiętam,że wypowiedziałem mniej więcej takie zdanie: "Przez trzy lata jazdy po niemieckich terenach miałem raz doczyniena z NRDowską policją, na granicy Buk-Blankensee, gdzie sprawdzono nam dokumenty". Nie sądziłem,że kończąc wypowiedź, rzuciłem klątwę i w dodatku na własną osobę. Ale o tym za chwilkę.
Dojeżdżamy do Pasewalku. Do następnego pociągu do Graifswaldu mamy około 40 minut.Część z 14 osobowej ekipy postanawia zostać na peronie, a niektórzy zamierzali zrobić małą rundkę po miasteczku. Pogoda coraz bardziej dopisywała. Stwierdziłem,że czas się przepoczwarzyć w krótkie spodenki, gdyż czułem,że zaczynam się pocić.Zatrzymałem się w ustronnym miejscu,a reszta pognała dalej. próbuję szukać uciekinierów, ale nie mogę ich namierzyć. Prawdopodobnie pojechali inną drogą . czas nagli , zatem trzeba wracać na dworzec.Zawracam na skrzyżowaniu. Zaliczam 3 przejazdy z sygnalizacją świetlną. I w tym momencie dostaję wiadomość SMS. wyciągam z tylnej kieszeni telefon. Wiadomość sieciowa o kosztach roamingu.

Jak się za chwilę okaże , w Pasewalku te ceny nie obowiązują. Z za pleców wyjeżdża mi radiowóz, zatrzymuje się kilkadziesiąt metrów przede mną, po czym wysiada z niego funkcjonariusz. Myślę sobie coś nie "halo". Przeczucie mnie nie myli słyszę głośne halt: jak na jednym z odcinków "Stawki większej niż życie" Pan policjant do mnie szwargoli po niemiecku. A ja mu na to: nicht fersteien. Gdy pan ustalił,że jestem z Polski wysiadł drugi pan i ten znał kilka słów po polsku. Rozmowa trochę werbalna, trochę na migi, ręce aż tak bardzo mnie nie zabolały od tej konwersacji. Jak się okazało używanie telefonu w NRD podczas jazdy rowerem jest niedozwolone. Usłyszałem,że to kosztuje całe 25 jurków. Po czym pytają ,czy mam kasę przy sobie ? Ja na to,że i owszem, ale Pan nie chce przyjąć pieniędzy. Od spraw finansowych jest inny radiowóz, który będzie za 5 minut. Ja na to panu pokazując na zegarek, że mój garnitur( zamiast zug powiedziałem Anzug) nach Graifswald odjeżdża za kilkanaście minut. Po chwili przyjechał drugi radiowóz. Minutę to trwało. Dostałem paragon.
Czyli mam już pamiątkę z wycieczki. Najdroższy sms w życiu.

Żeby chociaż był jakiś czajnik bezprzewodowy do wygrania, a tu całkiem za free dostałem sieciowego, który normalnie jest darmowy Docieram na NRDowski wokzał. Chcę się pochwalić moją pamiątką z Pasewalku...
a co widzę? Montera, który walczy z kierownicą, ło co chodzi?

Okazało się,że jestem jednym z dwóch pechowców, któremu Pasewalk zapadnie w pamięci.Pęknięta kierownica. Nie wygląda to najlepiej. Nie jeden biker podjąłby decyzje , wracam do domu. Ale nie Sir Monter. Z lewą ręka na kierownicy przejechał około 90 km i i wcale nie ciągnął się w ogonie, tylko trzymał się w czołówce, a często sam nadawał tempo.
Do Graifswaldu dotarliśmy z kilkuminutowym opóźnieniem,. W pociągu była eskorta policyjna, prawdopodobnie, ze względu na zjazd nacjonalistów. Na marginesie powiem,że żadnego łysola-neofaszysty po drodze nie spotkaliśmy. Być może o tej porze spali sobie smacznie po piątkowych imprezach i zamroczeni jeszcze alkoholem, lub innymi używkami wycieczkę z teamu "Szczecin na rowerach", mięli w głębokim poważaniu?
Można powiedzieć,że podczas przejazdu relacja Pasewalk-Graifswald narodził się projekt stworzenia strony Szczecin na rowerach. Pomysłodawcą jest Jewti, jak pomyślał, tak zrobił. Od 14 sierpnia działa to to...
Szczecin Na Rowerach

Do Graifswaldu dotarliśmy z małym opóźnieniem. My też dołożyliśmy ze swojej strony kilkanaście minut na skutek źle wybranego kierunku jazdy po wyjeździe z dworca. Szybko sie zreflektował Ktoś,że jedziemy nie w tym kierunku. Zarządzono powrót. Marek Emem biegle zna język naszych enerdowskich sąsiadów, szybko dowiedział się, w którą stronę powinniśmy jechać.

Czekamy na zagubioną owieczkę, a raczej "wiewióreczkę". Gwiazdą dzisiejszej wycieczki stał się jednak całkiem ktoś inny, ale o tym później.
Dojeżdżamy do rynku w Graifswaldzie, zatrzymaliośmy się na krótką sesję zdjęciową.




Podzielam zdanie Huberta,że mogliśmy dłużej "pokręcić się" po Graisfwaldzie. Mapa otrzymana w punkcie informacyjnym sugeruje,że jest wiele miejsc wartych odwiedzenia przez turystów.

Nie mniej jednak coś tam po drodze zobaczyliśmy:)
Jeszcze zbiorowe zdjęcie przy wiatraczku...


... i trzeba pędzić do rowerków bo jak się okażę czasu nie będziemy mieli za dużo, a zmarnujemy go tego dnia mnóstwo , ale o tym później...
Toczymy się wzdłuż jeziorka Graisfalder Boden. Trochę walczymy z wiatrem, ale nagrodą za pot i trud są piękne widoki okolicy.


Keitsurferzy trenują do olimpiady w Rio de Janeiro( nowa dyscyplina olimpijska , która zastąpi tradycyjną deskę z żaglem). Tak więc nasi brązowi medaliści z Londynu(Miarczyński,Klepacka)muszą się przestawić na deskę z latawcem,jeśli chcą zdobywać laury na igrzyskach za 4 lata.

Dojeżdżamy do Wolgast.


W zasadzie to ekipa dojechała dużo wcześniej do nabrzeża i pobliskiego Imbissika z "fisch-bułą"

Ja sobie czekałem w tym czasie na jednym z rozjazdów, na naszą Gwiazdę, ale o tym później...
Wszyscy najedli się i napili, jednak czas nagli . Trzeba zweryfikować plan wycieczki i pominąć kilka ważnych punktów. Jewti wyciągnął mapę i...

...zaczęła się tzw. "burza mózgów'. Sztab w pełnej gotowości próbuje uratować co się da z założonych na wstępie celów do zrealizowania. Tymczasem ...


...zaczyna robić się sennie.

Los jednak nad nami się zlitował. W końcu pojawiła się nasza Gwiazda

" Czy ciągną się za mną jeszcze jacyś maruderzy?" zdałoby się odczytać z wyżej zamieszczonego obrazka?.
W końcu ruszamy dalej. Droga biegnie do góry po krętych i malowniczych uliczkach . Docieramy w końcu do Ratusza

.
Nagle ktoś z grupy, stwierdził , że brakuje naszej Gwiazdy. Jeszcze na ostatnim zakręcie ktoś go widział jak podąża za nami. No cóż może dojedzie za moment? jest chwila na zrobienie fotek

Czas mija, nasze wyczekiwanie na Piotra wydłuża się w nieskończoność. Dostaje kolejne 5 minut i jak się nie pojawi, to ruszamy bez niego. To już kolejne 5 minut, które dostał. Postanowiłem je wykorzystać na krótką przejażdżkę po sąsiednich uliczkach.

Gdy wróciłem, wzburzenie tłumu sięgnęło zenitu. Szlaban dla Piotra na kolejne "bonifikaty" czasowe

Ruszamy bez niego. docieramy do przejazdu kolejowego, przy którym bodajże Monter odbiera telefon od Piotra: "Gdzie jesteście czekam na was przy ratuszu"
Oto reakcje niektórych członków wycieczki

rezygnacja...


śmiech...


inne uczucia.
Marek Emem zlitował się nad naszą "Zgubą" i zawrócił pod ratusz. Gdy oboje wrócili , Piotr dostał zółtą kartkę, bo przez całą drogę trochę sobie nagrabił
Powoli żegnamy się z Wogastem i uderzamy w kierunku Anklam, skąd mamy wrócić pociągiem do Pasewalku. 18km od Anklam rozdzoielamy sie na 2 grupy , gdyż część z uczestników chce zwiedzić pobliskie Lassan. Ja z Monterem, Anią, Januszem, Robertem, Jackiem i Piotrem(który wkrótce znów sie zgubił)postanowiliśmy pojechać bezpośrednio do Anklam.
Przy drewnianym moście w Anklam postanowiliśmy zrobić sobie mały popas

Nie odmówiliśmy sobie zjazdu na ślizgawce...

... a potem udaliśmy się na rynek i poczekaliśmy na grupę pościgową z Lassen. Następny etap to dworzec i przejazd do Pasewalku, a stamtad już do Szczecina.
Relacje innych uczestników:
Jaszek
Jewti

Fotki:
Jewti
Kategoria Wu-Zetka